Czy Berlin przez Kijów będzie kupował czas?
Krzysztof Tokarz
/06.02.2014/ Berlin wobec sytuacji na Ukrainie zachowuje spokój. Bacznie śledzi wydarzenia,
które mają miejsce w Kijowie i innych ukraińskich miastach. Tym razem Berlin wyraźnie
inaczej się zachowuje niż pod rządami Gerharda Schroedera w czasie Pomarańczowej
Rewolucji. W kolejnych krokach Berlina wobec Kijowa widać, że Merkel ma o wiele większy
dystans do Putina i Moskwy niż miał jej socjaldemokratyczny poprzednik. Nie przez
przypadek, w kontekście tego co dzieje się na Ukrainie, wymieniany jest nie kto inny
jak Władimir Putin i wielkomocarstwowe zapędy Moskwy. Niemcy czyniąc kroki w polityce
wobec Kijowa, ciągle spoglądają w kierunku Moskwy, którą uważają za czołowego gracza
w tamtym rejonie. Podejrzewają Rosję – chyba nie bezpodstawnie -
Rząd Niemiec potępił brutalne postępowanie sił bezpieczeństwa wobec demonstrantów w Kijowie. Szef niemieckiej dyplomacji wezwał na rozmowę ambasadora Ukrainy w Berlinie Pawła Klimkina.
„Ogromną sympatią darzymy przeważającą większość demonstrantów, którzy w pokojowy
sposób domagają się respektowania ich praw” – powiedział rzecznik niemieckiego rządu
Steffen Seibert. „Nie ulega jednak wątpliwości, że są także demonstranci gotowi do
użycia przemocy”, dodał. Postępowanie ukraińskich władz wobec demonstrantów skrytykowała
sama niemiecka kanclerz. Dała wyraz swojej dezaprobacie wobec brutalnych działań
w rozmowie telefonicznej z prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem. Również podejrzewany
„o nachylenie ku Rosji” obecny minister spraw zagranicznych RFN, Frank-
Jednocześnie też widać bezradność Berlina wobec sytuacji za polską wschodnią granicą.
Niemieckie media nie piszą wprost o bezradności Berlina lecz o niemocy i braku pomysłu
Brukseli i Unii Europejskiej. Jedną z propozycji uspokojenia konfliktu były ewentualne
sankcje. Ale niemiecka kanclerz wyraziła swój sprzeciw wobec pomysłu nakładania kolejnych
sankcji na Ukrainę, Janukowicza i ludzi z jego otoczenia, odpowiedzialnych za brutalne
rozprawy z opozycją i protestującymi. Jeden z najbardziej wpływowych dzienników „Frankfurter
Allgemeine Zeitung” pisał, że również przywódcy opozycji, tacy jak Witalij Kliczko,
Arsenij Jazenjuk, Ołeh Tiahnybok i inni przywódcy ugrupowań wrogich Janukowiczowi,
nie mają pomysłu co dalej z Ukrainą. Nie tylko co dalej z Majdanem i protestami,
ale w jakim kierunku powinna podążać Ukraina. Po niemieckiej stronie podkreśla się,
że przywódcy opozycji nie potrafią nakreślić celu. Jednocześnie część niemieckich
ekspertów i publicystów po cichu przyznaje, że nie tylko ukraińscy liderzy opozycji,
ale sama Unia Europejska i jej instytucje, które jedynie posyłają na Ukrainę swoich
emisariuszy, przekazują wezwania do tego, aby obie strony wstrzymały się od używania
przemocy, krytykując przy tym „rosyjską imperialną politykę wobec Ukrainy”. Niemcy
przyznają, że ponad „dobre rady” nie mają tak naprawdę żadnego pomysłu ani konkretnej
propozycji dla walczących na Majdanie demonstrantów. Wolfgang Templin, szef warszawskiego
przedstawicielstwa Fundacji Bölla, reakcję pełnomocnika rządu RFN ds. krajów WNP
na wydarzenia na Ukrainie uznał za niewystarczająco mocną. Sam Templin opowiedział
się za zastosowaniem wobec rządu Janukowicza sankcji. To jest takich sankcji, które
nie dotknęłyby zwykłych Ukraińców, a wybranych przedstawicieli rządu Janukowicza
jak i jego samego. A tu Unia Europejska posiada szereg instrumentów. Mogłaby wydać
zakaz wjazdu na teren Unii, czy zablokować posiadane przez ukraińskich oficjeli konta
w zachodnich bankach. Jednak – jak wiemy -
Jest jeszcze inny element, który zdecydowanie różni polską i niemiecką optykę patrzenia na to, co dzieje się na Ukrainie. O ile w Polsce niemal niezauważona lub usprawiedliwiana jest siłowa akcja demonstrujących, o tyle w Niemczech już tak nie jest. Oczywiście również za zachodnią granicą za głównego winowajcę zajść uważa się prezydenta Janukowicza, to jednak niemieckie media z niepokojem piszą „o agresywnych demonstrantach”.
Chociaż powoływano się na ukraińskiego pisarza Andrieja Kurkowa, który obawiał się rozpadu Ukrainy i tego, że wschodnia i południowa część Ukrainy stanie się protektoratem Rosji,to jednak wyraźnie nie dawano temu zbytniej wiary. Raczej traktowano katastroficzne wizje roztaczane przez Kurkowa jako mało realną, graniczącą z political fiction, możliwość.
Wydarzenia na Ukrainie stały się kolejnym argumentem za tym, że dobrze się stało, że to państwo nie zostało przyjęte lub przybliżone poprzez stowarzyszenie z Unią Europejską. We „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, odnosząc się do zaistniałej sytuacji, dowodzono, że „nie ma drogi na skróty”, aby osiągnąć członkostwo w zachodnim klubie bogaczy. Najpierw musi powstać społeczeństwo obywatelskie, państwo prawa, muszą mieć miejsce naprawdę wolne wybory. Te wymagania były kierowane właśnie pod adresem Ukrainy.
Co ciekawe, odnośnie tego co dzieje się na Ukrainie, ton w Niemczech był raczej pesymistyczny.
Nie brakowało retoryki sugerującej, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli i
to kontroli nie tylko Janukowicza, ale Unii Europejskiej. Na przykład w „Die Welt”
stwierdza, że „powstańcy” we Lwowie poszli o krok dalej niż ich koledzy z Kijowa.
W komentarzu napisano, że wydarzenia we Lwowie przypominały te z Kijowa. Zarówno
tu, jak i tam powstawały barykady w centrum miast. To jednak, według niemieckiej
gazety, „spirala w Lemberg” /Lwów/ rozkręciła się bardziej. W tym mieście demonstranci
nie tylko szturmowali budynki rządowe, ale wymuszali odejście nielubianego gubernatora
Olega Salo. Już samo tłumaczenie słowa „Aufständischen” -
Wyraźnie też nie widać w Niemcach entuzjazmu co do przyszłości samej Ukrainy. Nie
zmienili swojej wyczekującej pozycji nawet po tym, jak Janukowicz spełnił część postulatów
demonstrujących i odwołał rząd Azarowa czy też wycofał się z ustaw, które doprowadziły
do eskalacji. W wypowiedziach wielu niemieckich polityków i ekspertów raczej po raz
kolejny dało się wyczuć niepewność i brak planów czy reakcji na ewentualne wydarzenia
na Ukrainie. Wygląda więc na to, że niemieckie elity powoli zdają sobie sprawę, że
ewentualna -
Knut Dethlefsen powiedział, wobec tego, co dzieje się na Ukrainie, szczególną rolę
do odegrania ma UE i jej wysłannicy. Padło tu nazwisko byłego polskiego prezydenta
Aleksandra Kwaśniewskiego. On wraz z innym wysłannikiem UE, Patem Coxem, powinni
dalej pracować na rzecz przywrócenia pokoju na Ukrainie. Ale czy tu jest miejsce
dla współpracy pomiędzy Polską a Niemcami? Wydarzenia, które obserwujemy, dają wynik
negatywny. O ile ta polsko-