„Strach to uczucie poddanych, nie obywateli”
A. Wolff-
Andrzej Ceglarz
/09.07.2013/ Rzadko się zdarza by relacje z wykładu uniwersyteckiego zamieszczały wszystkie poważne media w kraju. Przyczyną takiego zainteresowania nie była jednak treść wykładu prof. Zygmunta Baumana a incydent, do którego doszło przed jego rozpoczęciem. Wykład wybitnego socjologa został obcesowo przerwany przez przedstawicieli skrajnej prawicy. Świadkami tego wydarzenia byli szeroko reprezentowani dziennikarze, prezydent Wrocławia, przedstawiciele kręgów lewicowych, czy grupa gości z Niemiec.
Półtora wieku temu została założona socjaldemokracja. Zdarzyło się to we Wrocławiu, a twórcą ruchu był polityk i myśliciel – Ferdinand Lassalle. 150. rocznica tego wydarzenia przywiodła do stolicy Dolnego Śląska kilkunastu sympatyków idei socjaldemokratycznych zza naszej zachodniej granicy – byłych stypendystów Fundacji Friedricha Eberta. Warszawskie przedstawicielstwo tej instytucji we współpracy z ośrodkiem imienia wspomnianego bohatera oraz z Zakładem Filozofii Społecznej i Politycznej zorganizowało debatę „Dylematy socjaldemokracji: od Lassalle’a do płynnej nowoczesności”, którą swoją obecnością zaszczycił właśnie Zygmunt Bauman.
Przygotowana dla gości z Niemiec wizyta miała na celu nie tylko upamiętnienie tamtej rocznicy, ale dawała możliwość refleksji nad obecnym stanem socjaldemokracji zarówno u naszych zachodnich sąsiadów, jak i w Polsce. Tym większe z ich strony płynęło zainteresowanie, gdyż część z nich dopiero pierwszy raz odwiedziła nasz kraj. Służyć miały temu czy to spotkanie z dyrektorem Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a, panem Michałem Syską, wizyta we wrocławskim magistracie, wewnętrzna dyskusja nt. społeczeństwa obywatelskiego prowadzona przez jedną z uczestniczek, czy elementy podróży studyjnej zaplanowane na następne dni w Warszawie. Niemniej punktem kulminacyjnym była debata na Uniwersytecie Wrocławskim.
Echa tego spotkania już dwa tygodnie obijają i odbijają się w przestrzeni publicznej. Jest to efekt pojawienia się na spotkaniu z profesorem około stu osób reprezentujących skrajną prawicę. Dwie wyraźne grupy zarysowujące swą obecność to przedstawiciele Narodowego Odrodzenia Polski (NOP) oraz kibole Śląska Wrocław. Przez niemal 20 minut zakłócali oni obraźliwymi okrzykami słowa powitania ze strony organizatorów w kierunku prof. Baumana. Po tym czasie zostali usunięci z sali wykładowej przez oddziały specjalne policji. Z samej sytuacji, jak i natłoku informacji, analiz oraz uwag nasuwa się kilka wniosków, które warto tutaj przybliżyć.
Rzecznik NOPu argumentował obecność członków swojej organizacji jako protest przeciwko
zapraszaniu prof. Baumana na uniwersytet, jako, że w okresie II Wojny Światowej pełnił
funkcję oficera polityczno-
Poza tym, skoro przedstawiciele skrajnej prawicy są tak skorzy do otwartej debaty, a protestowali przeciwko obecności osoby mającej związek z instytucjami komunistycznymi, zastanawia mnie dlaczego ich koledzy po fachu przerywali wykład Magdaleny Środy w Warszawie, spotkanie z Robertem Bierdoniem w Gdańsku, czy wykład Adama Michnika w Łodzi. Wydaje się, że żadna z tych osób nie była związana z systemem komunistycznym, a jedna z nich nawet przeciwko temu systemowi walczyła. Spójności więc brak. Zresztą w powyższych przypadkach też nie ma mowy o prezentowaniu odmiennych poglądów w dyskusji na poziomie akademickim, można jedynie mówić o polemice siły. Argument rzecznika NOPu, nawołujący do dyskusji zastanawia mnie dodatkowo jako folklor lingwistyczny. Żeby móc polemizować, zwłaszcza na uniwersytecie, należy posiadać umiejętność logicznego formułowania zdań. Wykrzykiwanie haseł, z których wagi nie każdy, mam wrażenie, zdawał sobie sprawę, nie należy do form uczelnianej dyskusji.
Pomimo tego przykrego incydentu wykład prof. Baumana odbył się. Było to możliwe dopiero po tym, gdy na salę wkroczyły oddziały policji. Interwencja była sprawna, ale zbyt późna – niemal 20 minut znoszenia wulgaryzmów, ordynarnych zachowań stadionowych w najgorszym wydaniu i prostackich zaczepek to zdecydowanie za długo jak na takie uwarunkowania. O ile służby wywiązały się ze swoich obowiązków skutecznie, to wątpliwości budzą inne okoliczności. Otóż rzekomo ciężko było doprosić się właściwego zaangażowania ze strony policji jeszcze przed samym wykładem. Organizatorzy wykładu spodziewali się szybszej i bardziej zdecydowanej reakcji, ponieważ już ponad tydzień przed spotkaniem we Wrocławiu wspomniani bojówkarze skrzykiwali się na swoich stronach internetowych i na Facebooku. Determinacja organizatorów doprowadziły podobno do osobistej interwencji ambasadora Niemiec w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w Warszawie. Ciężko stwierdzić jak było w rzeczywistości, niemniej takie informacje również skłaniają do zastanowienia się nt. możliwości głębszego sprawdzania konkretnych środowisk i odpowiedniej prewencji.
Z drugiej jednak strony policja nie ma obowiązku kompletnej ochrony takiego wydarzenia jak wykład akademicki, na który wstęp jest otwarty. Idąc tym tropem, w wersji skrajnej, każdy wykład na uczelni wyższej musiałby być obstawiany przez policję. To w kompetencjach organizatorów powinno leżeć zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom spotkania, co miało swoje odzwierciedlenie w obecności firmy ochroniarskiej. Co prawda, swój udział ograniczyła ona w zasadzie tylko do obecności, ale możliwe, że została wynajęta jedynie do ochrony prof. Baumana. Dopiero nasilająca się agresja ze strony grupy prawicowej doprowadziła do reakcji policji. Jeżeli organizatorzy również wiedzieli o organizującej się „samopomocy kibolskiej” przed wykładem, mogli samodzielnie sprawdzać osoby uczestniczące w spotkaniu, choćby poprzez wysyłanie zaproszeń, w końcu spotkania zamknięte na uniwersytecie także mogą się odbywać. Oczywiście wymagałoby to więcej pracy, zaangażowania większej ilości osób, a także rodziłoby problemy, bo nie wiadomo kto zgłasza się na taki wykład, aby go posłuchać, a kto żeby zrobić zadymę, niemniej nie jest to niemożliwe. W takiej sytuacji ochrona miałaby prawo nie wpuścić na salę osób, które nie mają zaproszenia i nie doszłoby do incydentu. Tutaj jednak dochodzą inne sporne kwestie, jak weryfikacji, dostępu i ochrony danych osobowych.
Pytaniem otwartym pozostaje gdzie zatem leży przyczyna takiego stanu rzeczy – w nieprecyzyjnych regulacjach prawnych, ignorancji, braku woli, czy zrzucania odpowiedzialności.
W nieuwadze natomiast można doszukiwać się błędu ze strony policji, która pozwoliła na nagranie siebie na zapleczu podczas akcji przez jednego z prawicowych „działaczy”. Zuchwały akt uwieńczony nagraniem na portalu youtube święci triumfy. Co prawda wizerunki policjantów nie zostały upublicznione, stąd prawo nie zostało złamane, jednak autor śmiało deklaruje możliwość udostępnienia twarzy funkcjonariuszy będących wtedy na służbie. Ciężko stwierdzić jak takie postępowanie należałoby sankcjonować, niemniej na takie zachowanie nie powinno być przyzwolenia.
Wreszcie adekwatną do powagi sytuacji reakcję okazał prezydent Wrocławia. Po raz
pierwszy tak ostro zareagował on na protekcjonalne zachowanie opisanej grupy, zarówno
podczas samego wykładu jak i kilka dni później, kiedy zapowiedział, że nie będzie
tolerował „nacjonalistycznej hołoty”. Być może taka reakcja wzięła się stąd, że po
raz pierwszy uczestniczył osobiście w sytuacji, gdzie przedstawiciele tej grupy pokazali
swoje prawdziwe oblicze. Od kilku miesięcy z wielu stron napływały sygnały, że rozbudowane
środowisko prawicowe we Wrocławiu pozostawione jest samo sobie i nie zostały podjęte
żadne kroki, aby temu przeciwdziałać. Napaść na squat Wagenburg, odwołana prezentacja
filmu Tomasa Rufy nt. rodzących się nacjonalizmów w Europie Środkowo-
Intrygująca była reakcja gości zaproszonych z Niemiec. Zdawało się odczuć strach, jednak dominowała paradoksalna empatia: „my też mamy u nas neonazistów”. Pytanie tylko czy my chcemy mieć swoich.